Są prawie identyczne z oryginałem, ale znacznie od niego tańsze. Znajdują się w wielu polskich domach, barach i kawiarniach, pojawiają się nawet na branżowych imprezach. Można je kupić w dyskontach i popularnych meblowych sieciówkach. Podróbki designerskich mebli i akcesoriów do wyposażenia wnętrz są niestety wszechobecne. Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje, choć oczywista, może wielu zaskoczyć, bo w dużej mierze to my, konsumenci, jesteśmy temu winni.
Wielu konsumentom nie mieści się w głowie, jak można kupić fałszywą torebkę Louis Vuitton czy Gucci. Śmiejemy się z dresów z czterema paskami i sprzedawanych na bazarach tanich perfum o znajomo brzmiących nazwach i zapachach przypominających samochodowe odświeżacze. Ale jednocześnie, choć nie zawsze mamy tego świadomość, każdy z nas miał styczność z podróbkami mebli czy innych przedmiotów do wyposażenia wnętrz. Wielu z nas ma w domach krzesła będące kopią projektu znanego studia i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. A nawet, jeśli nie, to być może czytając ten tekst siedzicie na podróbce, bo znajdują się one w wyposażeniu wielu hoteli, apartamentów do wynajęcia czy kawiarni i restauracji. Może z „inspirowanego” projektu, jak eufemistycznie określa się podróbki, pijecie teraz kawę, może oświetla wnętrze, w którym przebywacie. Pora uświadomić sobie, że siadając na nich, czy jedząc z nich lunch, dajemy przyzwolenie na kradzież.
W jednym ze sklepów jakiś czas temu można było kupić krzesła o ciekawym, nowoczesnym wyglądzie. Dość szybko się wyprzedały i teraz można na nie trafić w wielu mieszkaniach do wynajęcia na krótki termin, a nawet w niektórych instytucjach, barach czy restauracjach. To podróbki, ewidentna, bezczelna kradzież projektu studia Ray i Charles’a Eamesów. Krzesła były prawie identyczne i kosztowały niewiele ponad 100 zł. Ale prawie robi wielką różnicę, bo pomijając fakt kradzieży czyjegoś pomysłu, coś, co jest tańsze od oryginału musiało zostać wyprodukowane z gorszego materiału, a co za tym idzie, być gorszej jakości. Krystyna Łuczak- Surówka, historyczka i miłośniczka designu, wykładowczyni warszawskiej ASP mówi, że widziała wielokrotnie, jak ludzie z fałszywych krzeseł spadali. „Dzieje się to nagminnie, ponieważ śruby i miejsca łączeń są tak byle jak zrobione, że w procesie użytkowym się rozkręcają. Widziałam to w ogródkach kawiarnianych i zawsze komentowałam to tak samo – bardzo mi przykro, ale siedzieli państwo na podróbkach”- mówi Łuczak- Surówka. Kobieta od lat walczy z podróbkami na różne sposoby. Odmawia siadania na nich na branżowych imprezach, na które często jest zapraszana i które – o zgrozo – wcale zawsze wolne od podróbek nie są. Jest też członkinią stowarzyszenia #LoveOriginal, zajmującego się promowaniem oryginalnych projektów i edukowaniem konsumentów. „Chcemy, żeby ludzie pamiętali, że to nie jest tylko czyjaś oryginalna koncepcja i ogrom pracy włożonej w to, żeby produkt zaistniał na rynku i szacunek do tej pracy, ale to jest też szeroko pojęte dobro nas wszystkich” mówi i dodaje, że warto poczekać, oszczędzić pieniądze, niż kupować tańszy, ale nieautentyczny produkt. Bo ten jest często nie tylko złej jakości, ale też powstał w wyniku niewolniczej pracy ludzi w krajach tzw. „trzeciego świata”, a materiał, z jakiego jest zrobiony, nie ma koniecznych certyfikatów i atestów, a co za tym idzie, może być szkodliwy dla zdrowia. A kupując oryginał, będziemy mieli nie tylko czyste sumienie, ale też trwały produkt, który posłuży nam latami. Bo przecież znane powiedzenie mówi, że „co tanie, to drogie”.
Mimo, że to, co mówi Łuczak- Surówka wydaje się oczywiste i większość konsumentów ma świadomość, że za niską ceną rzadko idzie wysoka jakość, rynek podróbek ma się świetnie. Oprócz wspomnianych krzeseł Eamesów, często kopiowane są też meble zaprojektowane przez Miesa van der Rohe, np. jego słynny fotel Barcelona Chair, podobnie jak znany wielu Louis Ghost projektu Philippa Starcka czy ikoniczny fotel Egg Arne Jacobsena. Ale nie tylko meble są kopiowane. Bardzo często kradzione są też pomysły na lampy. Wie coś o tym fińska firma Secto – kopie ich charakterystycznych, ażurowych drewnianych lamp można znaleźć w sieciówkach na całym świecie. Popularnym elementem wyposażenia wnętrz jest też Artichoke, stworzona przez duńskiego architekta, Poula Henningsena – niestety, ci, którym podobają się charakterystyczne, układające się niczym liście karczocha elementy nie zawsze sięgają po oryginał. W przypadku oświetlenia sprawa jest tym bardziej poważna, że mamy do czynienia nie tylko z materiałem, który pęknie i będzie nieestetycznie wyglądał, ale również z elektrycznymi podzespołami. Te ostatnie, jeśli zostaną niechlujnie wykonane, mogą stwarzać realne zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia.
Kradzież projektów jest tak powszechna, że dotyka nie tylko znane marki, jak Eamesów czy Starcka, ale też polskie, niewielkie studia. Adam Groch, właściciel marki Bluma, produkującej pomysłowe opakowania do transportu, przenoszenia i wręczania kwiatów, padł ofiarą chińskich złodziei projektów. Kiedy Adam dowiedział się o sprawie, odkrył, że fałszywki są sprzedawane online i każdego dnia traci zamówienia na wielkie kwoty. Groch twierdzi, że platforma sprzedaje też wiele innych podróbek, a kiedy napisał do niej z prośbą o usunięcie kopii Blumy, nie otrzymał żadnej odpowiedzi. „Sprawdziłem historię transkacji i byłem przerażony, wielkie firmy z całego świata zamawiały u nich setki podróbek projektu, w który włożyłem dużo czasu, serca i pieniędzy” – narzeka Adam. Dodaje, że prawdopodobnie wielu nie miało świadomości, że kupuje podróbkę, a małe firmy, takie jak jego, są w walce z oszustami praktycznie bezsilne. „Wielkie firmy mogą się odwoływać i wytaczać procesy, ale projektantów takich jak ja nie stać na to, żeby opłacać ludzi nadzorujących rynki na całym świecie i wyszukujących podróbki.”- mówi. Po stronie studia Adama Grocha stanęła natomiast firma Google – kiedy zawiadomił ich o stronie sprzedającej kopię Blumy, usunęli ją z wyników wyszukiwania. „Są firmy, które dają przyzwolenie na kradzież i takie, które nie chcą w niej brać udziału” – trafnie podsumowuje sprawę projektant.
O tym, jak nagminne jest kupowanie podróbek, wiedzą też siłą rzeczy bardzo dobrze architekci wnętrz. Agnieszka Curyś- Wilk, współwłaścicielka krakowskiej firmy Archissima mówi, że wielokrotnie zdarzało jej się, że klient prosił, aby w swoim projekcie wykorzystała „tańszą”, nieautentyczną opcję. „Zawsze tłumaczę wtedy, czym jest dany produkt a także szukam tańszej, oryginalnej alternatywy. Czasem chęć użycia podróbki wynika z niewiedzy, i wtedy moje argumenty są wysłuchane. Zdarza się jednak także, że klienci nie przejmują się nimi. Nie przemawia do nich fakt, że powstanie takiego produktu jest związane z kradzieżą czyjejś idei, myśli twórczej i wielu godzin pracy, kusi natomiast niska cena i “ładny dizajn”. Wtedy niewiele można zrobić, zwłaszcza, że udział architekta wnętrz w kreowaniu cudzego wnętrza też kiedyś się kończy.” – opowiada Agnieszka. Choć sama nigdy by tak nie postąpiła, dodaje, że kopiowanie cudzych pomysłów zdarza się też wśród jej kolegów po fachu. „W dobie internetu, kiedy codziennie można obejrzeć milion rozwiązań na Pintereście, może to być kuszące. Powinno jednak służyć do auto rozwoju, nauki, szerzenia wiedzy na temat możliwości i tego co dzieje się na świecie, a nie być traktowane jako gotowiec do wzięcia.”- kwituje trafnie Cupryś- Wilk. Architektka wnętrz zwraca również uwagę na fakt, iż tzw. „produkty inspirowane” są często produkowane przez cieszące się uznaniem firmy i trafiają potem do prestiżowych salonów sprzedaży. Odbywają się prezentacje takich rzeczy i często nawet zaproszeni na nie architekci wnętrz nie mają świadomości, że patrzą na podróbkę. „Kiedyś sama przeżyłam duże rozczarowanie. Oczarowana kolekcjami dwóch niedużych polskich marek pokazałam je przyjaciółce, która uświadomiła mi, że to kopie czyichś projektów – przesłała mi zdjęcia oryginałów i istotnie tak było.” Cupryś – Wilk tłumaczy, że zdarza się oczywiście, że dwie osoby wpadną w tym samym czasie na podobny pomysł, ale niestety znacznie częściej bywa tak, że projekty są w bezwzględny sposób kradzione.
Na szczęście świadomi projektanci i ludzie związani w różny sposób z designem robią coś, żeby problem podróbek rozwiązać. Bardzo cenne są inicjatywy takie jak wspomniane przez Krystynę Łuczak-Surówkę Stowarzyszenie #LoveOriginals. Organizowało ono wystawę podczas targów Arena Design Poznań. Można było na niej oglądać projekty, które najczęściej padają ofiarami kopiujących je firm oraz te, które otwarcie sprzeciwiają się produkcji tzw. „mebli inspirowanych”. Dzięki projektom takich marek jak Knoll, Republic of Fritz Hansen, Kartel, Vitra, Fontini, Magis, czy Cassina można było poznać kawałek historii współczesnego designu i zrozumieć, jak ważne jest stawianie na oryginał. Na wystawie nie było miejsca na kopie, trafiły one tylko do kosza na śmieci przy wejściu – tam, gdzie zdaniem organizatorów powinny się znajdować. „Tym, co może zrobić świat designu, jest wysyłanie czytelnego komunikatu, że my się na kopie nie zgadzamy, oraz jasne wyznaczenie granic”- mówi Krystyna Łuczak- Surówka i dodaje, że jej zdaniem najlepszym sposobem walki z podróbkami jest edukacja społeczeństwa: „Uważam, że powszechna krytyka i fala hejtu nie wywołuje dobrych skojarzeń, lepiej budować świadomość ludzi”- przekonuje. „ Kupujący podróbki ludzie są podwójnie oszukiwani, bo widzą oryginały w magazynach i chcą je mieć. Widzą podobne w sklepie i są przekonani, że kupują krzesło Eamesów. Wiem, bo rozmawiałam z takimi osobami i one nie były świadome, że kupiły podróbki. A wystarczyłoby dołożyć trochę, by mieć autentyk.” – tłumaczy Łuczak -Surówka.
Ze stanowiskiem Krystyny Łuczak- Surówki zgadza się Adam Groch, który jako przykład walki z podróbkami przez edukację podaje targi dóbr konsumenckich we Frankfurcie.„Podczas imprezy handlowej, na którą przyjeżdżają producenci mebli, oświetlenia, czy naczyń, jest organizowana wystawa, której symbolem jest rodzaj krasnala ogrodowego, nazwanego Plagiarusem. „Nagradzane” nim są najbardziej jaskrawe efekty kradzieży projektów. Organizatorzy zbierają przykłady z rynku wzornictwa, a następnie pokazują podróbkę i oryginał. Na jednej wystawie, masowej, gigantycznej. Przy okazji podczas tego wydarzenia organizuje się wystawy podróbek, żeby pokazać skalę problemu.” – opowiada Groch. I dodaje, że również jego zdaniem jedynym sposobem na ukrócenie procederu kopiowania jest edukacja społeczeństwa. „Wyedukowane społeczeństwo nie sięgnie po podróbkę. To jest kwestia pewnej etyki. Kiedy ludzie wiedzą, ile pracy kosztuje proces projektowy i wdrożeniowy, nie chcą kopii, wolą zaoszczędzić, poczekać i kupić oryginał.” – przekonuje Adam. Dodaje też, że dużo dobrego może zdziałać moda na powrót do tradycji rzemieślnictwa i chęć posiadania rzeczy wyjątkowych, personalizowanych. Odwrót od masowej produkcji również może jego zdaniem stać się lekiem na zalew podróbek.
Projektanci i ludzie z szeroko pojętego świata designu są zgodni – sami nie zdziałają nic, bo to my, konsumenci musimy powiedzieć podróbkom stanowcze „nie”. Zmiana na lepsze nie dokona się sama. Korzystajmy więc z możliwości edukacji, odwiedzajmy wystawy designu, czytajmy branżowe czasopisma, a przede wszystkim wybierajmy świadomie to, czym się otaczamy i uczmy tego nasze dzieci. Oczywiście nie każdy musi być znawcą designu, ale kiedy mamy okazję, słuchajmy mądrzejszych. Bo podróbki to nie tylko gorsza jakość i produkt, który po krótkim czasie się rozleci, nierzadko narażając nas na kontuzje spowodowane upadkiem z krzesła czy porażeniem prądem przez lampę- fałszywkę o byle jakich podzespołach. Tak jak w przypadku podrabianych ubrań i akcesoriów, z którymi świat mody od lat zażarcie walczy, to również przykładanie ręki do wyzysku pracowników w tzw. krajach rozwijających się, a przede wszystkim, do kradzieży. A skoro żaden uczciwy człowiek nie chciałby jeździć kradzionym samochodem, to dlaczego godzimy się siadać na krzesłach, na które pomysł ktoś komuś ukradł?